KOWALSTWO TO JEST ŚWIAT
(publikacja w katalogu FWT 2010 r.)
„Uważaj na te wystające druty” - ostrzegał mnie ojciec gdy jako młody chłopak biegałem po jego zakładzie betoniarskim, gdzie powstawały przeróżne prefabrykaty do budownictwa. Stosy pokryw żelbetowych, płyt czy rur betonowych z zatopionymi jak w budyniu stalowymi siatkami i stelażami. Byłem zafascynowany jak jeden z pracowników, taki co to miał całe życie wypisane na twarzy i to życie nie schodziło poniżej dwóch promili we krwi, z łatwością giął stalowe druty w najrozmaitsze formy. Pomyślałem wtedy, skoro on potrafi to ja też spróbuję. I udało się. Metalowy świecznik z jednego kawałka cienkiego drutu owiniętego na rurce, gdzie potem mieściła się prawie każda świeczka, z foremnym trójkątem w podstawie, do dziś stoi na półce. Byłem z siebie dumny. Szybko się okazało, że to doskonały prezent dla znajomych, tym bardziej, że w moim wieku pieniądze z nieba nie spadały, a kieszonkowe od rodziców ledwie starczało na gumę turbo i bilet do kina na „Cudowne dziecko”. Po dwóch latach mieszkania przyjaciół pełne były świeczników o najdziwniejszych kształtach, a ponieważ każdy drut ma dwa końce powstawały również dzieła na dwie świeczki. Problemem okazały się natomiast większe realizacje. Tu z pomocą przyszła spawarka. Do dziś pamiętam okazałą menorę na siedem świeczek, dwie nieprzespane noce, plastry ziemniaków na oczach i kilka innych babcinych sposobów na prześwietlone oczy. Takie były początki. Mijał dzień za dniem, a tymczasem garaż moich rodziców zamienił się w pracownie kowalską. Nie mam zielonego pojęcia jak ten cały majdan, kowadła, imadła, paleniska, młoty zmieściły się na 10 metrach kwadratowych nie wspominając już o rowerach, starej pralce i zapasie ziemniaków na zimę. Tam powstały kolejne przedmioty, które otrzymały swoją duszę. Między innymi metalowa toaletka ze spawanymi uchwytami na lustro - oczywiście odpryski zostały na szkle do dzisiaj - i duże łóżko, które jak się później okazało było moją przepustką na wrocławską ASP i i kilka lat pracy w Pracowni prof. Stanisława Gnacka. To on pokazał mi jak się rozpala palenisko i pracuje z rozgrzanym materiałem. Potem były czasopisma o kowalstwie, wiele godzin prób wykucia czegokolwiek, kilka godzin przy aukcji allegro gdzie właśnie kończyła się aukcja pt.” kowadło 200 kg - sprzedam”, festiwale kowalstwa i pełna książka w telefonie znajomych kowali z całego świata. Dzisiaj pełen pokory i bogatszy w ponad dziesięcioletnie doświadczenie „wiem że nadal nic nie wiem”, a o kilkuletniej przygodzie z kowalstwem świadczy między innymi kilka blizn, zrogowaciała skóra na dłoniach, niekończące się odciski i metalowy odprysk w szyi uwieczniony na rentgenowskiej fotografii na ścianie. Jednego natomiast jestem pewien, że nie żałuje ani jednej chwili przy kowadle. Dlatego mili bracia, początkujący adepci, zafascynowani kandydaci kowalskiej profesji młotki w dłoń i nie zrażając na przeciwności do roboty, bo kowalstwo to pasja, kowalstwo to „sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem”, kowalstwo to wolność. Czasem tylko uważajcie na gdzieniegdzie wystające druty.
SZTUKA OGNIA
(publikacja w katalogu FWT 2012 r.)
Wrocławski Festiwal Wysokich Temperatur jest owocem działania grupy młodych artystów: studentów, absolwentów i dydaktyków Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu związanych ze Stowarzyszeniem Grawiton. Inspiracją do zorganizowania Festiwalu była wspólna fascynacja możliwościami i magią ognia w procesie twórczym z takimi tworzywami jak metal, szkło czy ceramika. Podczas Festiwalu odbywają się pokazy, warsztaty i wykłady dotyczące tych obszarów sztuki.
Festiwal jest wydarzeniem otwartym, dlatego uczestniczą w nim nie tylko artyści, ale również mieszkańcy Wrocławia, którzy przychodzą tu całymi rodzinami.
Głównym celem Festiwalu jest dzielenie się doświadczeniami związanymi z artystyczną pracą z ogniem. Dlatego zapraszani są artyści z Polski i całego świata, prawdziwi mistrzowie pracy z ogniem (Livio Serena (Murano), Seung Woog Kim (Korea), Michael Flynn (UK), Rick Batten (USA)).
Festiwal obfituje w atrakcje: ceramicy prezentują m.in. piec trocinowy, piec raku, piec papierowy, „wioskę piecyków”, warsztaty toczenia na kole garncarskim oraz pokaz zdobienia kafli. Szklarze przygotowują pokazy dmuchania i formowania szkła. Rzeźbiarze organizują warsztaty odlewnicze, pokazy topienia brązu oraz prawdziwie spektakularny pokaz topienia żeliwa.
Festiwalowi towarzyszą sympozja rzeźbiarskie, na które zapraszani są zarówno artyści doświadczeni w odlewnictwie artystycznym, jak i zupełni nowicjusze. Celem sympozjów jest dzielenie się doświadczeniami oraz zapoznanie uczestników z całym procesem powstawania rzeźb z żeliwa i tym samym poszerzenie ich możliwości artystycznych.
Sam proces tworzenia rzeźb z żeliwa jest trudny i długotrwały, ale możliwość wykonania pracy od początku do końca daje artyście prawdziwą satysfakcję. W pierwszej kolejności powstaje model z wosku bądź styropianu. Następnie montuje się wlewy i odpowietrzenia i tworzy specjalną formę z żywicy z piaskiem. W nią wlewane jest roztopione żeliwo. Proces topienia żeliwa jest wydarzeniem, w którym bierze udział co najmniej 12 osób. Jest niezwykłym kolektywnym doświadczeniem, gdzie współpraca, koordynacja pracy, wzajemna pomoc są kluczem do sukcesu. W związku z tym, że proces odlewania żeliwa zachodzi dość szybko, często gwałtownie, przy bardzo wysokich temperaturach (1550ºC), każdy członek załogi musi być gotowy w każdym momencie nie tylko na wykonanie wyznaczonych zadań, ale również na wsparcie i pomoc innym. Choć proces jest bardzo wyczerpujący - przez duże tempo pracy, ciężki tygiel, niewygodne stroje ochronne, coraz to nowe osoby chcą brać udział w tym przedsięwzięciu (również kobiety). Ciekłe żeliwo jednocześnie oślepia i oszałamia, uzależnia. I tak ze starych kaloryferów powstaje dzieło sztuki, zupełnie nowa wartość.